piątek, 21 listopada 2008

Las mangrowy

Mangrowce (namorzyny), to drzewa, ktore rosna w morzu. Najwiekszy na swiecie las mangrowy znajduje sie w delcie Gangesu w Indiach i Bangladeszu, na poludnie od Kalkuty. Delta (tez najwieksza na swiecie) tworzy platanine setek wysp i wysepek porosnietych dzungla, w ktorej mieszkaja bengalskie tygrysy. Zobaczyc tygrysa jest niezwykle trudno, fascynowal mnie jednak sam las. Mangrowcow jest wiele roznych gatunkow, niektore wygladaja jak drzewa, inne jak palmy kokosowe, jeszcze inne jak krzaki. Wiekszosc ma charakterystyczne korzenie, wygladajace jak z horroru.
Znaczna czesc dzungli jest zmieniona w park narodowy Sunderban, gdzie nie mieszka nikt. Jednak poza parkiem znajduje sie sporo wsi a bengalskie tygrysy ciesza sie zla slawa ludojadow. Jako ze tygrys nie wie, gdzie konczy sie granica rezerwatu, kazdego roku ginie w okolicy kilkadziesiat osob. Ostatni taki wypadek mial miejsce wczoraj. Tygrys podplynal do lodzi i sciagnal z niej rybaka. Tybylcy zapuszajacy sie w poblize rezerwatu nosza na glowie specjalne maski. Mowi sie, ze tygrys atakuje tylko od tylu, jesli patrzec mu w oczy, to sie wycofa (ja pozwole sobie pozostac sceptyczny wobec tej koncepcji). Rybacy i rolnicy nosza wiec maske wygladajaca jak ludzka twarz na tyle glowy. Poza tym sa specjalne bostwa i rozne obrzedy, majace na celu ochrone przed tygrysami.
Do rezerwatu trudno sie dostac niezaleznie, pojechalem wiec na dosc droga zorganizowana wycieczke. Niestety, nie byla tym, czego oczekiwalem. Sam las rowniez nieco mnie rozczarowal. Rzecz w tym, ze las mangrowy jest tylko czasowo pod woda. W tym rejonie sa bardzo wysokie, siegajace kilku metrow, plywy. Przyplyw, kiedy dzungla rzeczywiscie wyglada jakby wyrastala prosto z wody przypadal na pozny wieczor i noc, wiec zbyt wiele nie bylo widac.
Poza tym samego ogladania dzungli bylo niewiele, w zasadzie tylko 4 godziny w ciagu dwoch dni. Plynie sie statkiem, przypomina to nieco backwaters w Kerali. Na lad sie nie schodzi, zbyt wiele blota. Szkoda, bo chetnie bym sie przeszedl po tym lesie, podotykac drzew, poczuc go. Na nadmiar zwierzat rowniez nie moglem narzekac. Kilka krododyli, malp, stado dzikow i slady tygrysa, ktory udawal sie do wodopoju. Ptactwa bylo za to calkiem duzo. Prawdopodobnie brak zwierzat spowodowanym byl halasem jaki wydawal silnik naszej lodzi. Niestety wycieczka czolnem nie byla przewidziana.
W ogole jak dla mnie to wszystko bylo zbyt zorganizowane. Odzwyczailem sie od tego, ze gdzies musze byc miedzy 1:00 a 2:00 czy ze o 20:00 jest serwowana herbata. Poznany na satatku Niemiec byl za to zachwycony. Chyba narodowosciowe stereoptypy nie sa zupelnie pozbawione podstaw.
Byl tez koncert zespolu folkowego z okolicy. Troche to bylo smieszne, bo wystepujacy byli chyba tylko part-time tancerzami/muzykami, wygladali jak oderwani od pluga. Muzyka byla dziwna, nie przypominala indyjskiej, ale chyba zbyt malo wiem, zeby to stwierdzic. W tancach prominentna role odgrywal czlowiek-tygrys. Cala ta tygrysia otoczka bardziej przypominala jakis plemienny kult animistyczny niz hinduizm, ktory nominalnie wyznaja mieszkancy tamtych okolic.
Za to na podrozowanie w komforcie nie moge narzekac. Mieszkalem w kurorcie w dzungli nad brzegiem rzeki, w czyms co bylo nazywane namiotem, jednak bylo lepsze niz wszystkie hotele w jakich spalem do tej pory. Milo pozyc jak bialy sahib, przynajmniej od czasu do czasu.
Po dordze z Kalkuty mozna popatrzec sobie na wiejski Bengal - chaty z gliny, pokryte strzecha, ludzie zyjacy z rybolowstwa i uprawy ryzu. Jeden z najbardziej biednych regionow jaki widzialem.
A dzis w nocy jade do Darjeelingu, tam gdzie rosnie herbata i zaczynaja sie Himalaje. Mam ochote troche zmarznac.
***
Zdjecia:
1. Drzewo mangrowe
2.Wies
3-7. W parku
8. Rynek w miasteczku
9.Podrozowanie w wiejskich regionach Indii. W gorach wyglada to podobnie.


Brak komentarzy: