sobota, 26 lipca 2008

Delhi

Dolecielismy bez przygod, bez problemow znalezlismy sie z Piotrem na lotnisku, taxi na nas czekala, jednym slowem wszystko poszlo gladko.
Pogoda normalna o tej porze roku - 30 st w nocy, 40 w dzien. Niby tego sie spodziewalem, ale trudno sie przestawic w ciagu jednego dnia z lata w wydaniu brytyjskim na tropik. Caly czas splywasz potem i tylko rozgladasz sie, za jakims klimatyzowanym pomieszczeniem (wizyta w klimatyzowanej budce z bankomatem wydaje sie wejsciem do Raju). Wszelkie zwiedzanie jest mocno utrudnione, w zasadzie niespecjalnie chce sie ruszac.
Mieszkamy na Pahar Ganj, gdzie najczesciej laduja turysci, ktorzy nie maja zbyt wiele pieniedzy na hotel. Dzielnica ta wyglada jak wielki bazar, waskie uliczki, sporadycznie walesajaca sie krowa. Troche hinduskich kapliczek, kilka malutkich meczetow i tlum ludzi typowy dla Polnocnych Indii - Hindusi z mala domieszka Sikhow i Muzulmanow. Czasem mozna rowniez ujrzec blada twarz.
Miejsce ma opinie dosc szemrana, pamietam, ze jak bylem tutaj poltora roku temu, to mnie mocno zestresowalo. O dziwo teraz wydaje mi sie tutaj calkiem przyjemnie. Piotr spodziewal sie wielkiego szoku kulturowego, ale mowi, ze Delhi jest o wiele spokojniejsze niz Maroko.
W kazdym razie oboje chcielibysmy sie stad wyrwac jak najszybciej, pojechac w jakies chlodniejsze strony. Najprawdopodobniej jutro rano jedziemy autobusem do Manali. Manali lezy u podnozy Himalajow na wysokosci prawie 2000 m, wiec powinny byc tam idealne warunki na odsapniecie. Mam nadzieje, ze wyjazd z Delhi uda sie rownie sprawnie jak przylot i nastepnym razem przyjade tutaj dopiero w grudniu.

Brak komentarzy: