poniedziałek, 6 października 2008

Zalety i wady pakistanskiej kuchni

Przez zoladek do serca - pakistanska kuchnia szybko mnie w sobie rozkochala. Nie jest moze zbyt wyrafinowana, ale trafia w moje potrzeby. Do wyboru: szaszlyki z koziego miesa i chapati albo wolowina (lub kozlina) w tlustym sobie, chapati, ryz albo ziemniaki ze sladowa iloscia blizej niezidentyfikowanych warzyw. Tlusto i zdrowo. Chapati nie jest zakalcowatym nalesnikiem jak w Indiach, lecz pulchny i duzy. Smakuje prawie jak bulka. Jedzenie rzadko jest ostre (niegdy zbyt ostre), czesto lekko slone - takie jakie lubie. Restauracje tez wygladaja inaczej. Zazwyczaj nie ma stolow ani krzesel, siedzi sie na podlodze (dywanie), je sie bez sztuccow - jedzedzie nabiera sie za pomoca kawalkow chapati.Wszystko to sprawia, ze w Pakistanie nie podejmuje tematu, ktory zawsze sie pojawial w Indiach przy dluzszej rozmowie z innymi turystami, mianowicie - co zjem jak wroce do swojego kraju. To bylo nawet zabawne - Szwajcar teskni za serem (tu go nie uswiadczysz), ja - za kielbasa i chlebem, Francuz za bagietkami a Angol za hamburgerem z porzadnym kotletem.
Pisalem, ze pakistanska kuchnia jest niewyrafinowana w porownianiu do indyjskiej, ale nie jestem pewien czy to sluszne. Indyjska roznorodnosc sprowadza sie dla mnie do tego, ze obojetnie jaka potrawe zamowisz, otrzymujesz "cos" plywajace w nieapetycznie wygladajacej mazi, do tego kilka sosow - wszystkie cholernie ostre, co najwyzej jedne bardziej, a inne odrobine mniej. Z tego co slyszalem, to na poludniu Indii, gdzie sie wkrotce udaje, jest jeszcze gorzej - wegetariansko i przyprawione tak, ze sie zieje ogniem. Bede plakal za Pakistanem.
Ale na razie placze z zupelnie innego powodu. Poziom higieny w tutejszych knajpach jest jeszcze nizszy niz w Indiach (to mozliwe!). Tak wiec stalo sie to, co predzej czy pozniej dotyka wiekszosc podrozujacych w tych rejonach - zatrulem sie. Nic powaznego, juz wracam do zdrowia, ale jestem ciagle uziemniony w Chitralu i nie moge sie oddalac zbytnio od hotelu. O wycieczkach po okolicy musialem zapomniec, nie mam zreszta zbyt wiele sily zeby chodzic nawet po miescie. Jezeli jutro dojde do siebie to bede wracal ta samo droga do Gilgit. Powoli zbliza sie czas powrotu do Indii, konczy mi sie pakistanska wiza.
Nastepny cel -Goa, gdzie spotykam sie ze Slawkiem. Jest to kawalek drogi - 4 dni Chitral - Lahore, 1.5 dnia Lahore - Delhi i jeszcze 2-3 dni zeby dostac sie do Goa, czyli tydzien w dzipie, autobusie i pociagu. Bosko!

Zdjecia:
1. Jedzenie - smazona kozlina z pomidorami i Chapati
2. Sklep z tkaninami, Chitral
3. Sklep z bronia
4. Restauracja afganska
5. Chitral - na ulicy

Brak komentarzy: