
Podrozowanie po Pakistanie. Najpierw trzeba ustalic z ktorego miejsca i o ktorej godzinie odjezdza abutobus/bus/dzip do miejscowosci do ktorej chcesz sie dostac. W tym celu trzeba zapytac sie jak najwiekszej ilosci osob i zastosowac sie do najczesciej pojawiajacej sie odpowiedzi. Z czasem jest problem - na polnocy Pakistanu funkcjonuje tzw stary czas i nowy czas, rozniacy sie o godzine. Nikt mi sensownie nie umial wytlumaczyc, dalego tak jest, najprawdopodobniej chodzi o to, ze niektorzy dzialaja wg czasu letniego, a inni wg zimowego. Troche trudno sie w tym polapac. Kiedy sie pojawimy sie na przytsnku autobusowym (ktory moze byc wszystkim, nawet czyims podworkiem) ladujemy bagaz na dach i zajmujemy miejsce w srodku. Na dachu mozna przewozic rozne rzeczy. Poza bagazami, najpopularniejsze, z racji sezonu, sa worki z kartoflami i jablkami. Ale zdazaja sie rzeczy bardziej egzotyczne, raz jechalem busem z ulami na dachu. Pszczoly zdenerwowane trzesieniem brzeczaly az huczalo.

Podroz trwa dlugo. Jezeli droga jest malo uczeszczana, to kierowca zatrzymuje sie, zeby pogadac z innymi kierowcami. Zdarza sie, ze ktos jest z wioski poza glowna droga i kierowca moze go podrzucic pod dom, nadkladajac kilka kilometrow. Poza tym w gorach nieuniknione jest zmiana kola, albo problemy z zawieszeniem, ktore kierowca (i jednoczesnie mechanik) naprawia za pomoca mlotka. Oraz oczywiscie obowiazkowe postoje na herbatke. Efektem jest to, ze podroz, ktora planowo miala zajac np 7 godzin trwa w rzeczywistosci 12. Indie, a w szczegolnosci Pakistan ucza cierpliwosci. Nikt sie nie denerwuje opoznieniem. W sumie co za roznica ile sie jedzie, wazne, ze udalo sie dojechac do celu.

Po drodze musialem zanocowac w miejscowosci Mastuj. W busie poznalem Pakistanczyka Nasifa, biznesmena z Islamabadu handlujacego z Chinami. Jechal do Chitralu odwiedzic rodzine. Okazal sie bardzo pomocny, gdyz w Mastuju nie znalazlem nikogo, kto mowilby po angielsku. Nocowalismy w jakims zapuszczonym hotelu. Mielismy tez odwiedziny policji, ktora zainteresowala sie moja osoba. Chcieli, zebym nocowal w jakims lepszym hotelu dla turystow (dla mojego bezpieczenstwa). Na szczescie Nasif powiedzial, ze jestem jego gosciem (to slowo ma wielka moc w muzulmanskich krajach) i znajduje sie pod jego opieka, wiec nie robili wiecej problemow.

Tak wiec dojechalem do Chitralu. Musialem sie zarejestrowac jako obcokrajowiec na posterunku policji i otrzymac zezwolenie na tymczasowy pobyt. Na scianach wisialy statystyki, wiec wiem, ze rocznie Chital odwiedza okola 1000 osob, przez ostatnie 10 lat byla tu niecala setka Polakow.
Samo miasto przypomina nieco Gilgit, jednak jest ladniejsze. Glowna ulica - niekonczacy sie bazar. Byly stoiska z karabinami, ale broni maszynowej w sprzedazy detalicznej nie widzialem. Jednak to nie Peszawar. Kupilem sobie moherowy beret w wersji pakistansko-afganskiej, jaki wszyscy tutaj nosza. W tlumie i tak sie wyrozniam, bo nie mam brody. Osobliwoscia Chitralu jest zupelny brak kobiet. Przez pierwszy dzien nie widzialem ani jednej przedstawicielki plci pieknej starszej niz 8 lat. To jednak ewenement, w Gilgit czy Lahore kobiety widzialem rzadko, zazwyczaj w czadorze, ale byly. Tutaj poki co nic.

A co potem, to sie zobaczy.
Zdjecia:
1. Przerwa na herbate w restauracji
2. Shandur Pass - chyba najwyzej polozone boisko do gry w polo na swiecie
3. Gory Hindukush
4. Przygody w czasie jazdy przez gory
5. Meczet w Chitral, w tle Tirich Mir
1 komentarz:
Fajnie piszesz;)i przesliczne fotki;)
Martwimy sie o Ciebie, zwlaszcza po tym jak porwano Polaka mama sie martwi, ze jestes jakos szzegolnie zagrozony. uwazaj na siebie.
papatki
ala
Prześlij komentarz