środa, 13 sierpnia 2008

Alchi i Lamayuru

Po 10 dniach treku doszlismy do Padum. Milo po tylu dniach zakosztowac znow cywilizacji. Lozko, posilek zlozony z czegos innego niz makaron i owsianka itp. Utknelismy tutaj na dwa dni, nie mozemy znalezc autobusu do Kargil, ale nie narzekam. Potrzebuje troche odsapnac po gorach. Ale o treku napisze pozniej, jak wrocimy do Leh (gdzie internet jest nieco lepszy), na razie kilka slow o tym co bylo przed.
Z Leh do Alchi jedzie sie calkiem dobra droga przez ogromne bazy indyjskiego wojska. Obsluga tych baz jest glownym, obok turystyki, zrodlem dochodu dla mieszkancow Ladakhu. Po co sa tak liczne wojsko w tym odleglym zakatku kraju napisze pozniej, jak bedziemy w Kaszmirze.
Alchi jest malutka wioska polozona nad brzegiem Indusu. Czulem sie tam jak w oazie. Cale Alchi tonie w zieleni, dajacej przyjemny chlod. Wystarczy jednak wyjsc poza wioske, np. nad pustynny brzeg rzeki, zeby poczuc sile slonca. Znajduje sie tam najstarszy zachowany klasztor w Ladakh, z malowidlami sprzed 10 wiekow
Z Alchi do Lamayuru pojechalismy na stopa ciezarowka, gdyz autobus z nieznanych przyczyn sie nie zatrzymal na przystanku. Ciezarowki tutaj - marki TATA (jak zreszta wszystkie pojazdy w Indiach) sa rownie wielkie jak tiry, choc z powodu kretych drog nie tak dlugie . W srodku kierowca ma w zasadzie wszystko poza lazienka. My jechalismy najpierw na przyczepie, a potem na dachu. Wbrew pozorom jazda na dachu byla bardzo przyjemna - siedzi sie jak w lozy z pieknymi widokami. Jest to bezpieczne - sa tam swego rodzaju polmetrowe barierki oraz poslanie - mozna spac w razie potrzeby. Byli tam rowniez kilku innych autostopowiczow - studentow z Kaszmiru. Smieszne sa takie spotkania gdyz zawsze my jestesmy dla nich taka sama egzotyczna atrakacja, jak oni dla nas. My zrobilismy zdjecia im, a oni nam.



Lamauru - przeciwienstwo Alchi. Pustynne, polozone na wzgorzu, z glosna droga przebiegajaca przez wioske. Na szczescie pogoda sie zaczela psuc, bylo bardziej pochmurno, wiec upal nie dawal sie tak we znaki. Milo spedzalismy tam ostatnie chwile przed wejsciem w gory. Ale o tym, jak juz mowilem, napisze nastepnym razem.


Zdjecia:
1. Nasza TATA z Piotrem (zolty), kierowca i innymi autostopowiczami
2. Lamayuru - na szczycie klasztor
3. Wymijanie ciężarówek w Ladakhu - kręcone z dachu
4. Biblioteka w klasztorze w Alchi

Brak komentarzy: