sobota, 16 sierpnia 2008

Trekking

Ktos moze zauwazyl, ze mialo nas nie byc 3-4 tygodnie, a pojawilismy sie juz po dwoch. Plan byl taki - robimy dlugi trek, po kilku dniach plecaki robia sie lzejsze, my nabieramy kondycji i trase, ktora planowo zajmuje 21 dni robimy w jakies 17. Niestety, po pieciu dniach plecaki nadal przygniataly do ziemi a lapanie kondycji szlo bardzo opornie. Wtedy zaczela w nas kielkowac mysl, czy nie dojsc tylko do Padum (10 dni) skad mozna wrocic autobusem do Leh. Moja oficjalna wymowka jest to, ze spedze jeszcze szesc tygodni w Karakorum, a Piotra, ze chce zobaczyc wiecej Indii. Poza tym pojutrze ruszamy zdobywac Stok Kangri.
Sam trek okazal sie dosc trudny, nie tyle pod wzgledem technicznym - w koncu to byly zwykle szlaki - ile kondycyjnym. Przez 10 dni musielismy pokonac 9 przeleczy, wiekszosc wysokich i z morderczymi (przynajmniej dla nas) podejsciami. Nie przypominalo to trekkingu w Nepalu, gdzie dwa tygodnie idziesz rowno pod gore, pokonujesz jedna przelecz i przez tydzien schodzisz. Mialo to jednak i dobre strony. Szlak byl bardzo zroznicowany widokowo, praktycznie kazda nowa dolina byla inna od poprzedniej. Szlismy zarowno przez glebokie i waskie wawozy jak i kotliny szerokie na kilkanascie kilometrow. Ponadto przelecze zapewnialy regularne widoki prawie-jak-ze-szczytu. Wiosek jest malo, chyba tylko trzy zaslugiwaly na to miano, ludzie prawie zupelnie odcieci od swiata.
Trek byl malo uczeszczany, rzadko spotykalismy innych turystow. Prawie nikt nie chodzil samotnie, tzn bez przewodnika i karawany zlozonej z koni albo oslow. Szczerze mowiac troche zazdroscilem zorganizowanym grupom. Poza tym, ze nie musieli nic dzwigac, to mieli urozmaicone jedzenie. A my - rano owsianka, a na obiadokolacje makaron z jakims sosem z paczki. Czasem goracy kubek. Juz po dwoch dniach mialem tego dosyc. Obecnie w Leh odbijamy sobie niedostatki objadajac sie kozlina (jedyne, obok baraniny, dostepne tutaj mieso).
Mielismy tez szczescie z pogoda. Nie bylo duzo upalow, a przez trzy dni nawet troche padalo. Dzieki chmurom panowala znosna temperatura.
Z Padum, gdzie konczy sie trek, do Leh jedzie sie dwa dni. Okazalo sie, ze wcale nie tak latwo stamtad sie wydostac. Czekalismy jeden dzien na autobus, tylko po to, zeby sie dowiedziec, ze nie jedzie on ani teraz ani nastepnego dnia. W koncu pojechalismy "taksowka", czyli znow dzip TATA, tym razem tylko w dziesieciu. Droga jest podobna do tej miedzy Manali a Leh, tylko nieco mniej eksponowana. Pokonanie 240 kilometrow zajmuje 12 godzin. Poczatkowo jedzie sie przez Doline Zanskaru (ktorego centrum jest wlasnie Padum) by po kilku godzinach wjechac w rejon Kargil. Kargil jest nietypowe dla Ladakhu, gdyz mieszkaja tam prawie wylacznie muzulmanie. Panuje tam tez nieco lagodniejszy klimat - dolina jest bardziej zielona a w gorach znajduja sie liczne lodowce. Inny tez jest tez klimat miasta w porownaniu do buddyjskiego Zanskaru - ludzie sa mniej mili, a w restauracjach zamiast zdjec Dalai Lamy wisza portrety ajatollacha Chomeiniego.
Kargil, choc brzydki i brudny, jest tez ciekawy z innego powodu. Jest to miasto najblizej (zaledwie 12 km) tzw Lini Kontroli - czyli inaczej mowiac linii frontu miedzy wojskami Indii i Pakistanu ktora przebiega przez Kaszmir ( na mapie w googlach jest zaznaczona przerywana kreska). Choc obecnie panuje pokoj, wzdloz tej lini regularnie dochodzi do wymiany ognia. O ostatnim takim przypadku czytalem dzien przed wyjscem na trek. W wiekszosci przypadkow ma to miejsce w odleglych rejonach i obchodzi sie bez ofiar. Jednak jeszcze w latach 90-tych Kargil bylo wielokrotnie ostrzeliwane przez pakistanska arytylerie, ostatni raz w 2002. Na szczescie od tego czasu ani miasto ani droga Kargil - Leh nie byly wiecej atakowane.
Okazalo sie, ze z Kargil jest rownie trudno wyjechac jak z Padum i znow musielismy wziac dzipa. Jechalismy z ta sama ekipa co z Padum - w wiekszosci Ladakhijczycy oraz para Czechow. Jechal z nami nawet lama z uczniem. Dojechalismy bez przygod, poza obowiazkowa zmiana kola, i dzis po poludniu wyladowalismy z powrotem w Leh.
Plany - dwa dni odpoczynku i na Stok Kangri.

Zdjecia:
1. Pierwszy dzien
2. Sirsir La - przelecz 4800 m
3. Mlody Ladakhijczyk
4. Przedostatnia przelecz
5. Typowy widok
6. Typowe w czasie podrozy - przebita opona

Brak komentarzy: