piątek, 12 września 2008

Ciemne strony podrozowania po Indiach

Byc moze niektorzy zazdroszcza mi wyjazdu do Indii. Dla tych, ktorzy nigdy tu nie byli zamieszczam kilka faktow, do ktorych trzeba przywyknac jesli chce sie tutaj podrozowac, albo wrocic. Ci ktorzy byli, znaja to z wlasnego doswiadczenia, ale ze pamiec ludzka jest krotka i selektywna, zazwyczaj szybko sie zapomina zle strony wyjazdu, wiec moze warto przypomniec kilka rzeczy.

Jedzenie
To jest akurat kwestia gustu. Ja niestety za indyjska kuchnia nie przepadam. Oczywiscie chapati i masale sa nie do unikniecia, ale jakos nie moge sie do nich przekonac. Zazwyczaj wole chinszczyzne, albo zachodnie potrawy. Ale nawet hamburger McMaharaja w McDonaldzie smakuje po hindusku, z Big Makiem nie ma wiele wspolnego. Jesli je sie w restauracji, gdzie jadaja turysci, jedzenie nie jest zbyt ostro przyprawione, ale jesli zamowisz cos w miejscu dla Hindusow, to zazwyczaj ziejesz potem ogniem. Ogolnie marze o bulce z maslem.
Inna sprawa jest kwestia czystosci. Sama sala jest zazwyczaj zamieciona (co nie znaczy, ze bez brudu), ale rzut oka, jak wyglada kuchnia czesto wyginal nawet mnie, a ja az takim czyscioszkiem nie jestem. Plus atrakcje, jak przetarcie talerza szmata, ktora juz wczesniej niejeden talerz przetarla, wskutek czego jest koloru brudno-szarego. Przy dluzszym pobycie wlasciwie nieuniknione jest zatrucie. Na szczescie, poki co, jestem zdrowy.

Pogoda
Tutaj nie powinienem narzekac, gdyz to byl moj wybor jechac przed sezonem. Od pazdziernika temperatury robia sie znosne, ale obecnie jest 35-40 stopni w dzien i okolo 10 stopni mniej w nocy. Mozna przywyknac, ale jest ciezko, szczegolnie podczas podrozowania. Jesli jest sie zamoznym turysta, to upal nie jest az takim wielkim problemem - mozna brac autobusy, pociagi jak i hotele z klimatyzacji. Cany sa zazwyczaj przynajmniej trzy razy wyzsze niz normalnie.
W pokoju bez klimatyzacji jest zazwyczaj jeszcze cieplej niz na dworze. Zawsze jest wielki wiatrak pod sufitem, dajacy nieco przwiewu. Jesli akurat jest przewrwa w dostawie pradu, a zdarza sie to nierzadko w kazdym miescie, czlowiek od razu oblewa sie potem. Ja jeszcze mam mala schize, ze wiatrak sie w koncu urwie z fatalnymi dla mnie nastepstwami.

Halas
Ulice w miescie zawsze zatloczone, samochody, riksze, motory, ludzie i krowy. Wszyscy bez przerwy trabia. Wiekszosc indyjskich miast jest gesto zabudowana, nie ma prawie zieleni ani parkow, a jezeli sa, to okupuja je bezdomni i sa strasznie zasmiecone. Jedyna ucieczka od zgielku sa restauracje na dachach hoteli.

Naciagacze, naganiacze i zebracy
W roznych regionach wystepuja w roznym nasileniu. Czasem, jak w Manali, prawie ich nie bylo, czasem, jak w Rajastanie, trudno sie od nich opedzic. W gruncie rzeczy sa nieszkodliwi, ale po pewnym czasie jest meczace slyszec bez przerwy "Hello sir" albo "How are you, sir". Zabawne bylo to, ze przez pewien czas bylismy brani za Rosjan, wiec zamiast "Hello" mowiono do nas "Priviet". Nie mam pojecia, dlaczego mielibysmy wygladac jak Rosjanie.
Na naciagaczy jedyna rada jest ich ignorowanie, jednak poczatkowo nie przychodzi to latwo, dopiero z czasem czlowiek obojetnieje. Przyzwyczajenie jest wazne, gdyz denerwowanie sie zepsuje kazda wycieczke. Piotr twierdzil, ze naciagarze w Indiach sa nienatarczywi w porownaniu do tych, ktorych spotkal w Maroku.
Tak naprawde naciagactwo wcale nie jest powszechne w Indiach, wystepuje tylko w miejscach odwiedzanych przez turystow. Inaczej mowiac, w miejscach rekomendowanych przez Lonely Planet. Wystarczy jednak odejsc troche od glownych atrakcji i naciagactwo sie konczy, co najwyzej ludzie patrza na ciebie zdziwieni, jesli wejdziesz w jakis szczegolnie zapuszczony zaulek.
Zebracy nie sa tak natarczywi. Zazwyczaj sa to kobiety ze wsi, niskie, chude i brudne, albo dzieci, proszace o slodycze, dlugopis albo rupie. Mezczyzni z zasady nie zebrza. Ciekawe jest to, ze w Ladakhu, Dharamsali czy Amritsarze nie widzialem zadnego zebrzacego autochtona. Zawsze byli to Hindusi, wygladajacy na przyjezdnych.
Osobna kategoria sa kalecy, mezczyzni i kobiety, zazwyczaj jest to polio, albo blizej nieokreslone, ropiejace wrzody, czesto makabrycznie wygladajace. Takim ludziom zazwyczaj cos daje.
W Indiach, przynajmniej w miastach nie ma glodu. Widac, ze wielu ludzi jest niedozywionych, jednak nie widzialem opuchnietych dzieci, ani zywych szkieletow. Przynajmniej w regionach, ktore odwiedzilem, chyba w Kalkucie jest gorzej pod tym wzgledem.

Robale itp.
Przed wyjazdem najbardziej obawialem sie komarow - nie biore zadnych srodkow na malarie. W rzeczywistosci latajacych insektow prawie nie bylo, dopiero w Udaipurze z racji zabagnionych jezior bylo ich wiecej. Jednak najbardziej uciazliwe okazaly sie tajemnicze, niewidzialne robale, ktore siedza w materacach i gryza w nocy bez litosci. Chwilami mielismy z Piotrem po kilkadziesiat ukaszen. Hindusi, ktorych sie o to pytalem, wiedzieli o co chodzi, mowili, ze robactwo mieszka w starych materacach. Problem w tym, ze trudno ocenic co jest starym materacem, czasem spalem z kiepskich hotelach i nic sie nie dziala, a czasem gryzlo w miejscach na pozor czystych i zadbanych. Najgorsze, ze robactwo to zamieszkalo na czas trekkingu w naszych spiworach, jeszcze jedna z niegogodnosci podczas treku. Udalo nam sie je wykurzyc wietrzeniem spiworow na sloncu, jednak w hotelach ciagle zdarza mi sie je spotkac. Nazwalem je niewidzialnymi robalami, bo tak naprawde nigdy ich nie zobaczylismy. Nie wiem, czy wygladaja jak pchly, wszy czy jeszcze cos innego.
Inne robactwo nie jest tak uciazliwe, w Rajastanie sa czasem karaluchy, ale mnie nie ruszaja. Z gryzoni czesto mozna zobaczyc szczury, na dworcu kolejowym w Old Delhi wrecz sie od nich roilo, jednak w hotelu nigdy ich nie widzialem.
Podczas nocy na wydmach utrapieniem byly wielkie skarabeusze, ktore probowaly wtoczyc swoja kulke w nogawke od spodni albo pod t-shirta. Niezbyt przyjemne uczucie.
Czesto za to mozna zobaczyc w pokoju hotelowym male zielone jaszczurki (chyba gekony) z tych, ktore chodza po scianie i suficie. Ale to ponoc sojusznik, gdyz lowia owady. A nawet jesli nie, to sa zupelnie nieszkodliwe.

Podrozowanie
Autobus albo pociag. W zasadzie pociag jest o wiele wygodniejszy i szybszy, jednak nie wszedzie sie da dojechac, poza tym pociagi nie kursuja tak czesto jak autobusy. Bez klimatyzacji wszedzie jest goraco. Autobusy czesto sa zapchane do granic mozliwosci. Denerwujace jest kupowanie biletow na dworcach. Zazwyczaj duze kolejki, ciagle sie ktos wpycha. Aby tego uniknac ludzie stoja tak scisnieci, ze doslownie leza na sobie.
Do tego dochodza ogromne odleglosci. Sam Rajastan jest wiekszy niz terytorium Polski. Ale mozna sie do tego przyzwyczaic. Po podrozy autobusem do 8 godzin nie czuje sie specjalnie zmeczony.

I to chyba wszystko, nie wiem czy jeszcze mozna cos dodac.

Brak komentarzy: