sobota, 27 września 2008

Znow w Karimabadzie.

Juz drugi dzien zalegam w Karimabadzie. Dzis w koncu zwiedzilem Baltit Fort - dawna siedzibe krola Hunzy. W gorach polnocnego Pakistanu istnialo kilka takich "krolestw". Z fortu krol mogl objac wzrokiem cale swoje krolestwo zlozone z kilku wiosek, widzial tez doline, w ktorej znajdowalo sie sasiednie krolestwo - Nagyr, z ktorym Hunza toczyla nieustanne wojny. Poza wojowaniem, Hunza utrzymywala sie z grabienia karawan. Biegla tutaj poludniowa odnoga jedwabnego szlaku. Jak zwykle porzadek zaprowadzili Brytyjczycy pod koniec XIX w.
Moze ktos zauwazyl z tytulu bloga, ze staram sie, na ile to mozliwe, odwiedzic miejsca z ksiazki Szklarskiego "Tomek na tropach Yeti". Nie zawsze to sie udaje - np nie moglem dostac wizy do Chin, nie bylem tez w Kaszmirze. Jednak wiele miejsc zobaczylem. Jednym z nich jest fort, w ktorym Tomek zostal przyjety na audiencji przez wladce Hunzy. Wewnatrz fort jest raczej niepozorny - sciany z gliny i drewna. Nie ma nic z dyskretnego luksusu palacow w Rajasthanie. Raczej przypomina wnetrze domu zamoznej chlopskiej rodziny z Europy. Potomkowie krolow Hunzy nadal mieszkaja w Karimabadzie.
W Karimabadzie jest milo, gdyz mieszkaja tutaj wyznawcy Ismailizmu - bardzo umiarkowanego odlamu szyizmu. Nie przestrzegaja Ramadanu a kobiety nie musza zakrywac twarzy. W sasiedniej dolinie Nagar mieszkaja szyici i tam juz nie jest tak fajnie.
Dziwnych ludzi spotkalem w Pakistanie. Jak juz mowilem w Karimabadzie nie ma zbyt wielu turystow (ponoc po zamachach 11 wrzesnia ich liczba gwaltownie zmalala). Polowa z nich to Japonczycy, reszta jest z roznych strona swiata. O dziadku z Polski, ktory pieszo doszedl do Iranu juz pisalem. Od ludzi, ktorzy go spotkali po drodze slyszalem, ze pracowal za komuny w SB, ale go wyrzucili za to, ze ochrzcil swoja corke. Siedzial tez w wiezieniu. Szkoda, ze nie mialem mozliwosci porozmawiac z nim dluzej.
Spotkalem tez czterdziestoletniego Niemca z bylej NRD. Podrozuje juz dwa lata po poludniowej Azji. Uwaza, ze za komuny zylo sie o wiele lepiej w Niemczech. Troche trudno z nim rozmawiac, gdyz pali bez przerwy haszysz, przez co nie zawsze mozna zrozumiec, co wlasciwie ma na mysli. Niemiec ma problem, gdyz skonczyly mu sie pieniadze i nie ma za co wrocic. Wczoraj byl w gorach szukac kamieni szlachetnych. Znalazl jakis rubin, ktory ma nadzieje sprzedac za dobre pieniadze. Mowi, ze w Peszawarze mozna dostac najlepsze ceny. Z tego co zrozumialem, zdobywal juz pieniadze w tak nietypowy sposob.
Jest tez Amerykanin, ktory wyjechal z USA, bo nie mogl zniesc swojego kraju. Przez dwa lata uczyl angielskiego w Chinach, z tego co mowil, to zatrudniaja tam kazdego, kto choc troche mowi po angielsku. Kwalifikacji nie wymagaja - on sam uczyl po raz pierwszy w zyciu. Po dwoch latach zatesknil za Ameryka i wraca do domu.
Spotkalem tez Malezyjczyka, ktorego rodzice emigrowali z Indii. Od osmiu lat mieszka w Londynie. W Indiach byl dwa razy, mowil, ze byl zszokowany poziomem zycia. Odwiedzil tez swoja rodzine na wsi na poludniu, jednak przez zaledwie jedno pokolenie powstala bariera kulturowa na tyle duza, ze nie wiedzial jak z nimi rozmawiac. W Pakistanie wzbudzal duze zainteresowanie, gdyz wygladal jak typowy Hindus, a w Pakistanie turystow z Indii nie widzialem. Po ostatnim zamachu w Islamabadzie do hotelu przyjechala policja i zabrali go na przesluchanie. Przestraszyl sie i pojechal do innej wioski. Hindus, nawet z Malezji jest zawsze podejrzany w Pakistanie.
Jest tez wielu innych, czesto podrozujacych ladem, przez Azje Srodkowa, Indie do Azji Poludniowo-Wschodniej i dalej - Australii i Nowej Zelandii. Duzo ciekawych historii mozna uslyszec.
Jutro koncze z lenistwem i jade dalej na polnoc, do Passu, skad chce sie udac na kolejny trek, wzdluz lodowca Batura. Potem, jesli bede mial czas to chcialbym sie udac na przelecz Khunjerab - granice miedzy Pakistanem i Chinami.

Brak komentarzy: