czwartek, 11 września 2008

Lawrence z Rajastanu

W swoim zyciu jezdzilem juz na psie, krowie, koniu i sloniu, przyszedl czas na wielblada. W tym celu pojechalem do Jaisalmeru, miasta niedaleko granicy z Pakistanem. Na zachod stad rozciaga sie pustynia Thar. Nie jest to jednak pustynia typu Takla Makan, z morzem piasku. Raczej polpustynia, przynajmniej w miejscach w ktorych bylem, z pojedynczymi drzewami, krzakami i wyschnieta trawa. Wydmy sa tylko miejscami. Poza tym jest koncowka pory deszczowej, wiec bylo stosunkowo zielono jak na pustynie. Tybylcy zapewniali, ze naprawde pustynnie zrobi sie dopiero pod koniec pory suchej, czyli za kilka miesiecy.

Jaisalmer jest mala miescina (tylko 50 tys mieszkancow), z ogromnym fortem. Osobliwoscia jest to, ze w forcie nadal mieszkaja ludzie. Inne forty w Rajastanie sa tylko muzeami. Oczywiscie jest i palac maharadzy i kilka swiatyn. Samo miasto troche mnie rozczarowala, szczerze mowiac Jodhpur podobal mi sie bardziej. Mimo to milo sie powloczyc po zakamarkach fortu i starego miasta.

Jednak glownym powodem, ktory przyciaga ludzi do Jaisalmeru sa wielblady i "camel safari". Miasto jest pelne agecji organizujacych wycieczki - od jednodniowych do miesiecznych (np. Jaisalmer-Jaipur). Ja wybralem opcje dwudniowa, tzw. nieturystyczna. Problem polega na tym, ze duza ilosc turystow powoduje powolne rozdeptywanie wydm, oraz zmiane pustyni w wysypisko smieci. "Safari nieturystyczne" oznacza pojscie w miejsca zupelnie nieuczeszczane, moze mniej spektakularne, ale i tak ciekawe.

Rano pojechalismy na pustynie dzipem, jakies 60 kilometrow na zachod od Jaisalmeru. Potem 4 godziny na wielbladzie, 3 godziny sjesty w najwiekszy upal, i znow 3 godziny jazdy az do wieczora. Nocleg na wydmach. Jazda bardzo mi sie podobala. Wydaje mi sie, ze jedzie sie wygodniej niz na koniu, troche mniej trzesie. Poza tym latwiej sie steruje, wielblad nie jest taki chetny zeby biec. Zeby go zmusic do galopu trzeba go mocno i dlugo walic w boki. Niestety bylem w kilkuosobowej grupie i innym nie podobalo sie az tak bardzo. Wszyscy narzekali na bole w tylku. Ja nic nie czulem, najwidoczniej wielogodzinne jazdy autobusem po indiach zahartowaly mi siedzenie. Albo mam wrodzone predyspozycje na camel drivera i marnuje swoj talent.

Po drodze mijalismy kilka wiosek. Kilkadziesiat kilometrow od najblizszej drogi asfaltowej, bez pradu, chalupy z gliny i trzciny. Wyschniete pola z marna roslinnoscia. Malo kto chodzi do szkoly, nawet jesli jest w poblizu (tzn w odleglosci mniejszej niz 10 km), dzieciom sie nie chce, rodzice nie gonia. Tak przynajmniej mowili nasi poganiacze wielbladow. Sami z wiosek rajastanskich, muzulmanie. Tak dla informacji - w Indiach na wsi mieszka ponad 700 milionow ludzi. Oczywiscie nie wszystkie wsie sa tak zapuszczone, ale znaczna ich ilosc.

Pustynia moze i wygladala zbyt zielono jak na pustynie jednak roslinnosc byla prawie wylacznie kolczasta. W sandalach nie moglem chodzic, po kilkunastu krokach mialem stopy poranione. Oczywiscie tubylcy bez problemu chodzili w klapkach. Zwierzat malo - kilka antylop, czasem sepy i troche dzikich pawi. Goraco strasznie - w ciagu dnia wypilem 7 litrow wody choc moj caly wysilek ograniczal sie do siedzenia na wielbladzie.

W sumie dwa dni mi wystarczyly. Chetnie bym sobie sam pojezdzil na wielbladzie, powloczyl sie z tydzien albo dwa. Pytalem sie ile kosztuje wielblad, tylko 1300 zl, nie tak duzo. Jezdzic na motorze jest bardzo fajnie, jednak jesli siedzisz na zwierzaku, to mozesz wjechac praktycznie wszedzie. Choc najchetniej to bym sobie kupil jaka i powloczyl sie kilka miesiecy po Tybecie. Przynajmniej nie jest goraco.

Jutro rano jade do Bikaneru, a stamtad wracam do Delhi i jade do Pakistanu. Mam juz dostyc upalow, czas sie ochlodzic w Karakorum!

Brak komentarzy: